Zmiany zasad w dopłatach NFOŚiGW na kolektory słoneczne. Więcej patriotyzmu w OZE

Zmiany zasad w dopłatach NFOŚiGW na kolektory słoneczne. Więcej patriotyzmu w OZE
heliostar

{więcej}Państwowy fundusz zmienił zasady dofinansowania tak, że preferują polskich producentów kosztem chińskich. Część ministrów szuka podobnych rozwiązań, ale nie wszystkim jest to na rękę – piszą dziennikarze portalu WysokieNapiecie.pl.
 
Polscy i pozostali europejscy producenci kolektorów słonecznych mają powody do zadowolenia. Ich urządzenia będą traktowane preferencyjnie przy dofinansowaniu z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW).
 
Nowe kryterium przyznawania 45 proc. dopłat do tych, zyskujących na popularności, instalacji jest teoretycznie obiektywne. Brana będzie pod uwagę „powierzchnia czynna kolektora” czyli ta część, w której promieniowanie podgrzewa wodę.
 
Tak się jednak składa, że zdecydowanie lepiej w tym kryterium wypadają tzw. kolektory płaskie. – Niemal wszystkie tego typu urządzenia, które instalujemy, produkuje się w Europie, sporo z nich także w kilku polskich firmach – mówi Przemysław Pięta, prezes Amber Energii, do której należy importująca i instalująca kolektory firma Lumen Technik. Natomiast tzw. kolektory próżniowe, dla których nowe przepisy będą mniej korzystne, pochodzą niemal wyłącznie z Chin, które właściwie zmonopolizowały ten segment. Te drugie, często nieco tańsze, zajęły 30 proc. rynku, ale ich udział może jeszcze spać, bo co drugi kolektor kupowany jest przy wsparciu NFOŚiGW. Prawdopodobnie klienci przerzucą się w jeszcze większej mierze na kolektory płaskie, aby otrzymać dofinansowanie.
 
Sam NFOŚiGW zarzeka się, że nowe kryterium nie było podyktowane chęcią ograniczenia importu chińskich produktów. Jednak osoba znająca kulisy zmiany programu przyznaje, że taki był cel zmiany. – Te 4-5 polskie firmy, które produkują kolektory płaskie, lobbowały w tej sprawie w NFOŚiGW i Ministerstwie Środowiska i się udało – potwierdza nasz drugi rozmówca znający sprawę.
 
Zdaniem Grzegorza Wiśniewskiego, prezesa Instytutu Energetyki Odnawialnej (IEO), zmiana może mieć per saldo pozytywny wpływ na bilans handlowy i wzmocni gospodarkę. – Zapewne nie tylko ograniczy import, ale też wesprze polskich producentów na tyle, że będą mogli silniej rozwijać eksport kolektorów. Tak było np. z duńskim Vestasem, który zaczynał od produkowania elektrowni wiatrowych na krajowy rynek, bo tam korzystał ze wsparcia, a gdy rząd je ograniczył musiał poszukać rynków zbytu za granicą. Teraz jest największym producentem na świecie – mówi.
 
– Naszym zdaniem zmiany w programie NFOŚiGW doprowadzą do dramatycznego ograniczenia konkurencji na rynku kolektorów solarnych. A na tym najbardziej ucierpią konsumenci – krytykuje nowe regulacje Piotr Samson, rzecznik koalicji 45 producentów, dystrybutorów i instalatorów próżniowych kolektorów słonecznych. Przekonuje, że oba rodzaje instalacji mają swoje wady i zalety i służą do nieco innych celów. Jak dodaje, ograniczenie importu jednego z typów nie będzie miało większego znaczenia dla gospodarki, bo same kolektory to jedynie 20 proc. inwestycji. Reszta to dodatkowe urządzenia pochodzące z Polski i praca instalatorów.
 
Fundusz i resort środowiska zdecydowane są jednak postawić na protekcjonizm – czy inaczej: patriotyzm gospodarczy – nawet pomimo straszenia ich Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
 
Interesy partii (przed) interesem narodu
 
Zupełnie inaczej toczy się drugi z pomysłów Ministerstwa Środowiska na wsparcie krajowego kosztem obcego. Chodzi o import biomasy, który –  według wyliczeń IEO – może kosztować nas pogorszenie bilansu handlowego łącznie o 8 mld zł do 2020 roku.
 
Chociaż w Polsce nie brakuje ziemi pod dedykowane uprawy energetyczne, to nie są one konkurencyjne wobec taniego importu drewna zza wschodniej granicy lub przeróżnych odpadów, roślinnych przywożonych nawet zza oceanu. Taka biomasa często zresztą w ogóle przeczy idei ekologicznej energetyki, bo sposób jej uprawy w tych krajach oraz emisja zanieczyszczeń w transporcie pogarszaj, zamiast polepszać, jakość środowiska i klimatu.
 
Dlatego resort Marcina Korolca zadeklarował chęć wprowadzenia kryteriów zrównoważonego rozwoju dla biomasy spalanej w elektrowniach. Wspierana miała być jedynie produkcja energii z takiej biomasy, której tzw. ślad węglowy jest najmniejszy. W praktyce oznaczałoby to ograniczenie jej importu. Skorzystaliby krajowi producenci.
 
Na takie rozwiązania zgadzała się przynajmniej część dużych graczy w energetyce. – A kto i dlaczego blokuje pomysł? Czy Kowalski powinien płacić więcej za prąd, którym wesprze krajową gospodarkę?
Czytaj więcej w portalu WysokieNapiecie.pl

REKLAMA

REKLAMA