Ostrołęka C będzie „niskoemisyjna” i „pomoże OZE”

Ostrołęka C będzie „niskoemisyjna” i „pomoże OZE”
Fot. Enea

Takie stwierdzenia można było usłyszeć wczoraj od najważniejszych osób stojących za projektem nowego bloku węglowego, który ma powstać w Ostrołęce. Wczorajsza uroczystość wkopania pierwszej łopaty pod jej budowę można na razie powiązać bardziej ze zbliżającymi się wyborami niż faktycznym etapem tej inwestycji, która nadal nie ma jeszcze zapewnionego finansowania.

Zgodnie z rządowymi deklaracjami, Ostrołęka C o mocy 1 GW ma być ostatnim blokiem węglowym, którego budowa rozpocznie się w naszym kraju.

Budowa Ostrołęki C miała ruszyć pierwotnie już w roku 2012, jednak wówczas z jej realizacją wstrzymała się Energa, tłumacząc to kwestiami finansowymi.

REKLAMA

Projekt został reaktywowany po wyborach parlamentarnych w roku 2016, decyzją ówczesnego prezesa Energi Dariusza Kaśkowa, przy czym w wydanym wówczas oświadczeniu Energa wskazała, że ta inwestycja będzie wymagać systemowego wsparcia ze strony rządu, oferowanego – jak podano w tamtym komunikacie – w ramach rynku mocy czy kontraktów różnicowych.

Państwowych spółek energetycznych Energi i Enei nie odwiodły od realizacji tego projektu analizy wskazujące na jego nieopłacalność, a w lipcu br. podpisano kontrakt na budowę, którego beneficjentem jest amerykański GE Power.

Jak zapewnia Enea, nową elektrownię zaprojektowano pod kątem maksymalnej elastyczności pracy bloku, w tym krótkiego czasu uruchamiania i dynamicznej zmiany obciążenia – to ma pomóc we współpracy z odnawialnymi źródłami energii, o czym zapewnił wczoraj prezes Enei Mirosław Kowalik.

Zastosowana technologia, oprócz spełnienia wszystkich obowiązujących norm ochrony środowiska, pozwoli również na elastyczną pracę bloku. Nowa, stabilna i wysokosprawna jednostka o mocy 1 000 MW wzmocni bezpieczeństwo dostaw energii i umożliwi dalszą transformację sektora w kierunku zrównoważonego rozwoju źródeł odnawialnych, których znaczenie w miksie energetycznym będzie wzrastać – stwierdził szef Enei.

Inwestorzy zapewniają, że elektrownię zaprojektowano pod kątem maksymalnej elastyczności pracy, krótkiego czasu uruchamiania, szybkości zwiększania i zmniejszania obciążenia, a także osiągania minimalnego obciążenia. Nowy blok ma osiągać pełne obciążenie w mniej niż 30 minut, a także zmieniać obciążenie od 35 proc. do 100 proc.

Projekt Ostrołęka C jest mocno forsowany przez ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego.

Inwestycja jest potrzebna polskiemu systemowi elektroenergetycznemu. Obecnie nowoczesne bloki tego typu zwiększają stabilność systemu energetycznego i bilansują zapotrzebowanie na energię w najbliższych latach. Zdecydowana większość mocy wytwórczych zlokalizowana jest na południu kraju. W związku z tym budowa dużego, stabilnego źródła wytwórczego w północno-wschodniej Polsce ma istotne znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego tego regionu kraju. Elektrownia w Ostrołęce będzie bardzo ważna dla przyszłej współpracy synchronicznej państw bałtyckich z Europą kontynentalną. Nowy blok Elektrowni Ostrołęka C spełnia także restrykcyjne emisyjne standardy Unii Europejskiej – tak uzasadniał wczoraj potrzebę budowy Ostrołęki C minister Krzysztof Tchórzewski.

Autorzy projektu zapewniają co prawda, że dzięki zastosowaniu technologii „ultranadkrytycznej”, obiekt w Ostrołęce osiągnie sprawność na poziomie 46 proc., czyli jedną z najwyższych wśród elektrowni parowych w Polsce, a także znacznie wyższą od średniej światowej, która wynosi 33 proc.

Enea zapewnia, że ma to pozwolić na redukcję emisji CO2 o 26 proc. w stosunku do wcześniej wybudowanych elektrownie na węgiel, trudno jednak mówić o „niskoemisyjności” czy nawet spełnieniu minimalnej emisji na poziomie 550 g CO2/kWh, który przyjmuje Komisja Europejska jako kryterium dopuszczenia elektrowni do pomocy publicznej.

REKLAMA

Generalnym wykonawcą inwestycji w trybie „pod klucz” jest konsorcjum spółek GE Power sp. z o.o. i Alstom Power Systems SAS. Wartość kontraktu wynosi 5,049 mld zł netto, czyli 6,023 mld zł brutto.

Obecnie ma następować kolejna faza przygotowania inwestycji na terenie przeznaczonym pod budowę.  Enea zaznacza, że wbicie repera startowego nie jest równoznaczne z wydaniem tzw. NTP (ang. notice to proceed).

Przewiduje się, że pierwsza synchronizacja nowego bloku nastąpi w 2023 r., na razie jednak jest jeszcze daleko do faktycznego uruchomienia budowy.

Faktyczne rozpoczęcie budowy Elektrowni wymaga wydania polecenia rozpoczęcia prac (NTP) a to z kolei – przegłosowania przez wspólników Elektrowni Ostrołęka sp. z o. o. uchwały w sprawie wyrażenia zgody na jego wydanie oraz zgody rad nadzorczych Energi i Enei. Żadne z tych wydarzeń nie miało miejsca. Wydanie NTP wymaga także finansowania, a tego Ostrołęka C wciąż nie ma. Żaden bank nie zdecydował się kredytować tej ryzykownej inwestycji, pod znakiem zapytania stoi też jej ubezpieczenie. Po 1 mld zł złożyły się co prawda Energa, Energa i zarządzany przez PGE fundusz FIZAN, jednak inwestorom wciąż brakuje ponad 3 mld zł, które umożliwią doprowadzenie budowy do końca – komentuje Diana Maciąga ze Stowarzyszenia Pracownia na rzecz Wszystkich Istot.

Inwestycja jest realizowana mimo wytaczanym przeciwko niej argumentom o braku opłacalności.

W analizie opublikowanej niedawno przez think-tank Carbon Tracker wskazuje się na kompletny brak ekonomicznego uzasadnienia dla budowy Ostrołęki C.

Carbon Tracker  wskazuje, że ta elektrownia będzie trwale nierentowna i jeśli nie zostanie przedwcześnie zamknięta, może przynieść straty w ujęciu NPV szacowane łącznie na 1,7 mld euro.

Brytyjski thin-tank podkreśla, że niezbędny do poniesienia koszt tej inwestycji w przypadku Energi i Enei, które posiadają w tym projekcie po połowie udziałów, odpowiada odpowiednio ich rynkowej wartości na poziomie odpowiednio aż 70 proc. i 65 proc.

Wydanie polecenia rozpoczęcia prac przed rozstrzygnięciem grudniowej aukcji na rynku mocy byłoby dla Enei i Energi strzałem w kolano. Spółki ryzykowałyby utratę wiarygodność i stabilności. Stałyby się spółkami-wydmuszkami, aby minister Tchórzewski mógł znów zagrać Ostrołęką C, która już podczas wyborów w 2015 r. była jego obietnicą wyborczą. Teraz kosztem spółek Skarbu Państwa serwuje nam ten odgrzewany węglowy kotlet po raz drugi. To przedwyborcza zabawa za publiczne pieniądze wbrew logice i rachunkowi ekonomicznemu oraz działanie na szkodę spółek energetycznych, a co za tym idzie, bezpieczeństwa energetyczne kraju – ocenia Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot.

gramwzielone.pl

redakcja@gramwzielone.pl


© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.