Auta elektryczne mają… ponad 100 lat
Jeszcze na początku XX wieku po USA jeździło niemal tyle samo samochodów benzynowych, co parowych i… elektrycznych. A pierwsze modele automobili napędzanych silnikami elektrycznymi budowano już sto lat wcześniej. Historia motoryzacji kołem się więc toczy.
Pierwsze modele aut napędzanych silnikami elektrycznymi powstały już w latach 30. XIX wieku m.in. w USA i Wielkiej Brytanii. Produkcja pełnowymiarowych aut na prąd ruszyła pięćdziesiąt lat później. W 1899 roku samochód elektryczny jako pierwszy pokonał barierę 100 km/h, a ich liczba w Stanach Zjednoczonych znacznie przewyższała liczbę samochodów benzynowych, ustępując jedynie parowym.
Dopiero pierwsza i druga dekada XX wieku przyniosła ostateczne rozstrzygnięcie w kwestii sposobu napędzania „powozu bez koni”, jak nazywano pierwsze automobile. Inna sprawa, że wybór wcale nie był taki prosty i oczywisty, jak mogłoby się wydawać, a dylematy, choć sprzed stu lat, brzmią dziwnie podobnie do współczesnych.
Auta zasilane benzyną dawały najwięcej wolności i niezależności. Po zrobieniu odpowiedniego zapasu można było wyruszyć w naprawdę długą podróż. Zresztą, gdy przechowywane w szklanych butelkach paliwo się kończyło, wystarczyło znaleźć odpowiednio zaopatrzoną… aptekę. Po stronie uciążliwości związanych z napędem spalinowym wyliczano wibracje, hałas, cuchnące spaliny i konieczność stosowania środków smarnych, jak też dość skomplikowaną konstrukcję zespołu napędowego, silnika i skrzyni biegów.
Samochody z kotłem parowym były często, ze względu na spore rozmiary tegoż i dodatkowy zapas drewna lub węgla, zaliczane raczej do pojazdów dostawczych lub ciężarowych, ale na przełomie XIX i XX wieku sprawiały wrażenie najbardziej dopracowanych. Nic w tym dziwnego, silniki parowe były już powszechnie stosowane choćby na kolei czy w przemyśle, a paliwo szeroko dostępne i tanie.
Niestety sporo było z nimi zachodu, a największym problemem było to, że pierwsze konstrukcje samochodowe przeznaczone były raczej dla eleganckich dam i panów, nie tyle średnio, co bardzo zamożnych. A przy pojeździe parowym trudno być eleganckim dłużej niż przez chwilę. Trzeba rozpalić ogień, wcześniej uprzątnąć palenisko, a przede wszystkim bezustannie je kontrolować, dorzucając co i rusz paliwo.
Dopiero w połowie lat dwudziestych XX wieku auta parowe zostały tak dopracowane, że z zewnątrz trudno je było odróżnić od luksusowych limuzyn z napędem spalinowym. Proces uruchamiania i obsługi również został uproszczony. Wystarczyło 90 sekund, by całkowicie wygaszone palenisko rozgrzać do temperatury roboczej i ruszyć w drogę. Prędkość maksymalna najbardziej spektakularnej konstrukcji amerykańskiej, auta marki Doble, wynosiła w 1924 roku ponad 140 kilometrów na godzinę.
Na jednym zbiorniku z wodą, mieszczącym nieco ponad 90 litrów, można było przejechać nawet 2400 kilometrów. Nie trzeba się też było męczyć z drewnem czy węglem, bo za paliwo służyła nafta. Mnóstwo zalet i jedna wielka wada: takich potężnych, ciężkich i skomplikowanych samochodów jak Doble nie można było w tamtych czasach produkować seryjnie, co najwyżej kilka, kilkanaście rocznie. A i cena, w porównaniu ze zjeżdżającym co chwilę z taśmy montażowej Fordem model T lub A, była obłędnie wysoka.
Co spowodowało wygaszenie produkcji pojazdów elektrycznych? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl
Jacek Balkan, WysokieNapiecie.pl