Nowe przepisy mogą skomplikować budowę farm wiatrowych na Bałtyku

Nowe przepisy mogą skomplikować budowę farm wiatrowych na Bałtyku
Kamila Tarnacka

Inwestorzy, którzy uzyskali gwarancje sprzedaży energii w pierwszym etapie systemu wsparcia dla offshore, przygotowują się do budowy w polskiej części Morza Bałtyckiego morskich farm wiatrowych o mocy liczonej w gigawatach. Realizację ich projektów mogą jednak skomplikować akty prawne, których projekty przygotował rząd. Dlaczego? Tłumaczy to w rozmowie z portalem Gramwzielone.pl dr Kamila Tarnacka, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Gramwzielone.pl: Inwestorzy, którzy uzyskali decyzje o przyznaniu wsparcia w ramach 25-letnich kontraktów różnicowych dla morskich farm wiatrowych o łącznej mocy 5,9 GW, pierwsze elektrownie wiatrowe w polskiej części Bałtyku chcą uruchamiać już za kilka lat. Na jakim etapie są teraz ich projekty?

Kamila Tarnacka: – Każdy inwestor musi teraz indywidualnie notyfikować swój projekt w Komisji Europejskiej. Aby to zrobić, potrzebna jest decyzja środowiskowa. Nie wszyscy inwestorzy już je mają, ale tutaj nie widać pośpiechu. Obecnie inwestorzy są skupieni na zakontraktowaniu najważniejszych komponentów farm wiatrowych i pozyskaniu finansowania.

REKLAMA

Już teraz trzeba przygotować zamówienia i to jest obecnie głównym celem. Temu służy organizacja licznych spotkań z dostawcami, aby poznać wzajemne oczekiwania. Chodzi o to, aby rozpocząć tworzenie stabilnego i trwałego łańcucha dostaw, ponieważ proces ten wymaga czasu.

Oprócz tego toczą się postępowania administracyjne w sprawie uzyskania niezbędnych pozwoleń, natomiast to, co komplikuje cały ten złożony proces, to pojawianie się aktów prawnych, które wprowadzają nowe elementy i wymagania, dotyczące nie tylko nowych projektów, ale też tych, które są już w trakcie dewelopmentu.

Czego dotyczą te przepisy i jak wpłyną na inwestycje w morskie farmy wiatrowe na Bałtyku?

– Pojawił się projekt ustawy o bezpieczeństwie morskim, gdzie wprowadza się obowiązek certyfikowania morskich farm wiatrowych. Ten obowiązek miałby być realizowany już na etapie wydawania pozwoleń na budowę, co jest bardzo utrudnione w przypadku projektów, które obecnie są w toku.

Inwestorzy oponują przeciwko temu rozwiązaniu. Oczywiście liczą się z koniecznością uzyskania certyfikacji, ale nie na tak wczesnym etapie.

Certyfikacja ma być dokonywana przez organizacje wpisane na listę stworzoną przez Ministerstwo Infrastruktury. Jednostką, która zgodnie z intencją resortu infrastruktury ma odegrać wiodącą rolę w tym procesie, ma być Polski Rejestr Statków. Jednak na rynku międzynarodowym działa wiele uznanych i akredytowanych przez Komisję Europejską firm certyfikujących, które mają szerokie doświadczenie w certyfikacji morskich farm wiatrowych i również te organizacje powinny zostać dopuszczone na polski rynek – to m.in. postulujemy.

Czy nikt inny nie będzie badać jakości inwestycji, aby potwierdzić ich odpowiednią jakość?

– Certyfikacja i tak występuje w procesie inwestycyjnym. Firmy, aby uzyskać finansowanie i zabezpieczenie swoich projektów, i tak muszą się certyfikować. Teraz wprowadzona może zostać dodatkowa certyfikacja, która nie wydaje się konieczna z punktu widzenia bezpieczeństwa projektu.

To, że projekt uzyska finasowanie bankowe i zostanie ubezpieczony, już oznacza spełnienie wysokich wymogów jeśli chodzi o jego jakość. Towarzystwa ubezpieczeniowe i banki dobrze badają projekty, które są  prześwietlane ze wszystkich stron.

Na jakim etapie jest procedowanie przepisów, które mogą wprowadzić obowiązek dodatkowej certyfikacji?

– Pomysł certyfikacji początkowo zawarty był w projekcie ustawy offshore, następnie został z niej usunięty i ostatnio został zaprezentowany w nowej odsłonie. Ministerstwo Infrastruktury pominęło etap konsultacji publicznych tego dokumentu, uznając, że odbyły się one rok temu w tramach konsultacji ustawy offshorowej.  

Zdaniem PSEW, nie można przyjąć, iż konsultacje, które odbyły się około rok temu w ramach prac legislacyjnych nad ustawą o promowaniu wytwarzania energii elektrycznej w morskich farmach wiatrowych, są wystarczające, gdyż w okresie ostatniego roku inwestorzy I fazy offshore podjęli już intensywne działania przygotowawcze i projektowe. Działania te stanowiły podstawę do składania wniosków o przyznanie wsparcia w oparciu o określone modele finansowe, które na skutek proponowanych przepisów musiałyby ulec istotnym zmianom. Poza tym projekt obecny różni się od tego konsultowanego rok temu.

REKLAMA

Według szacunków inwestorów, jeśli przepisy te wejdą w życie w obecnym kształcie, opóźnienie poszczególnych projektów wyniesie co najmniej 1 rok w stosunku do harmonogramu.

Rozczarowujące jest to, w jakim trybie procedowane są te regulacje.

Czy procedowane są jeszcze inne przepisy, które zaingerują w proces inwestycyjny?

– W przygotowaniu jest także rozporządzenie mające określić wymagania dotyczące wyprowadzenia mocy z morskich farm wiatrowych. Dla projektów realizowanych w pierwszej fazie wsparcia ta propozycja jest również problematyczna. Zawiera wyśrubowane wymogi dotyczące choćby dostępności kabla, która ma wynosić 99 proc. – tzn. że udział wszelkich awarii, remontów, konserwacji, innych zdarzeń, które czasowo wyłączają infrastrukturę z użycia (i jest to całkowicie normalne i zgodne ze „sztuką”) nie może wynieść więcej niż 1 proc. Aby tych warunków dotrzymać niezbędne będzie położenie np. podwójnych kabli, aby mogły zamiennie pracować, co niezwykle podraża koszty i w konsekwencji przełoży się na ceny energii dla odbiorców. Zmniejszenie wymagania dostępności o 1-2 proc. już istotnie zmniejszyłoby poziom kosztów.

Obie regulacje generują dodatkowe ryzyko i koszty.

Pojawił się także projekt rozporządzenia Ministra Obrony Narodowej odnoszący się do ekspertyz dotyczących oceny wpływu morskiej farmy wiatrowej i zespołu urządzeń na systemy obronności państwa i ochrony granicy państwowej na morzu. Projekt ma bardzo ogólny charakter, który w wielu obszarach pozostawia zbyt wiele przestrzeni interpretacyjnej, co zwiększa niepewność i ryzyko inwestycyjne. Przepisy powinny być skonstruowane w sposób precyzyjny i jednoznaczny, co umożliwi prawidłowe ich wykonanie, a ekspertyzy przygotowane na ich podstawie przez inwestorów, spełnią oczekiwania resortu obrony narodowej.

Czy w takim razie realne są ambitne harmonogramy inwestycji, które przyjęli inwestorzy w pierwszej fazie systemu wsparcia? Jest mowa o oddawaniu do użytku pierwszych farm wiatrowych nawet w roku 2026.

– Prawdopodobieństwo dochowania harmonogramów maleje proporcjonalnie do ilości nowych nieprzewidzianych elementów do uwzględnienia w procesie oraz braku odpowiedniego natężenia przygotowań wszystkich jego uczestników – w szczególności mam tu na myśli spodziewane opóźnienie w przystosowaniu portu instalacyjnego w Gdyni, a także innych portów instalacyjnych. Nie wiadomo również, w jakim zakresie uda się wykorzystać krajowy łańcuch dostaw do projektów z I fazy, w szczególności porty.

Obecnie producenci morskich elektrowni wiatrowych prześcigają się w budowie coraz większych turbin, o coraz większej mocy. Jakich mocy turbin możemy spodziewać się w inwestycjach w morskie farmy wiatrowe w polskiej części Bałtyku?

– Moc turbin będzie zależeć od konkretnego inwestora – tego, czy będzie w stanie dostosować nowe technologie do dotychczasowej dokumentacji. Ważne będzie, jakie zapisy znajdują się w decyzjach środowiskowych. Przewidujemy, że pojawią się turbiny o mocy przynajmniej 12 MW. Na rynku mówi się nawet o zastosowaniu turbin o mocy 15 MW.

Znamy maksymalną cenę energii, którą inwestorzy uzyskają w pierwszym etapie wsparcia. Jaka będzie jednak ostateczna cena, która zostanie zagwarantowana dla poszczególnych projektów?

– Nie mamy wglądu do modeli finansowych poszczególnych przedsiębiorstw. Są to informacje objęte tajemnicą przedsiębiorstwa. Znamy maksymalną cenę, która została zapisana w decyzjach wydanych dotychczas przez Urząd Regulacji Energetyki. Konieczne jest jeszcze uzyskanie zgody Komisji Europejskiej, która określi, jaki poziom wsparcia jest możliwy dla osiągnięcia określonego poziomu zwrotu z inwestycji, a na koniec dane kosztowe znowu będzie weryfikować URE i wtedy cena zagwarantowana inwestorowi może jeszcze spaść.

Końcowa cena ma bazować na kosztach. Jeśli zakładane koszty projektu ulegną zmniejszeniu, to poziom wsparcia też się obniży.

Dodatkowo, jeśli na późniejszym etapie inwestor zmieni założenia kosztowe, wówczas ma obowiązek zgłoszenia tego do URE, który może zmienić poziom ceny. Chodzi o to, aby uniknąć nadmiarowego wsparcia.

redakcja@gramwzielone.pl


© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.