Unijne dylematy: 20% czy 30%?

Przed zaczynającymi się dzisiaj rozmowami w Bonn nt. zmian klimatycznych, Unia Europejska wydaje się mocno podzielona, a większość krajów Wspólnoty niechętnie patrzy na realizację ambitnych celów w zakresie redukcji emisji CO2. {więcej}

Komisja Europejska pod koniec ubiegłego tygodnia opublikowała dokument będący zbiorem propozycji nt. tego, w jaki sposób Unia Europejska może doprowadzić do redukcji gazów cieplarnianych o 30 proc.

Prezentująca dokument Connie Hedegaard, unijna komisarz odpowiedzialna za zmiany klimatyczne, zaznaczyła jednak, że nie jest to odpowiedni czas na podnoszenie celów w zakresie ograniczenia emisji CO2.

REKLAMA

W 2007 roku unijni liderzy zdecydowali o ograniczeniu emisji gazów cieplarnianych o 20 proc. do 2020 roku w porównaniu z rokiem 1990, zaznaczając, że cel ten może wzrosnąć do 30 proc., o ile podobne zobowiązania przyjmą także inne kraje.

Mimo, że ambitne propozycje przeszły prawie bez echa podczas grudniowego szczytu Narodów Zjednoczonych w Kopenhadze, Connie Hedegaard potwierdziła, iż Komisja Europejska będzie forsowała plan podniesienia poprzeczki w zakresie redukcji CO2 o 10 pkt proc. Jednak, jak podkreśla unijna komisarz – jeszcze nie teraz.

Dunka, która unijne stanowisko objęła na początku lutego tego roku, jest przekonana, że aby osiągnięć redukcję na poziomie 30 proc., niezbędny do tego jest wzrost cen pozwoleń na emisję CO2. Dlaczego? Zdaniem Hedegaard, zachęciłoby to koncerny energetyczne do inwestycji w energooszczędne i ekologiczne technologie.

Ceny pozwoleń spadły od lata 2008 roku, kiedy kształtowały się na rekordowym poziomie 30 euro, do obecnego poziomu 15 euro. Jak podkreśla duńska komisarz, o ile taka sytuacja jest dobra dla biznesu, ma jednak negatywny wpływ na „europejską konkurencyjność” w zakresie clean-tech.

M.in. takie stwierdzenia zawiera najnowszy unijny dokument w sprawie redukcji emisji CO2. KE podkreśla w nim, że swojego zadania nie spełnia europejski system handlu pozwoleniami do emisji. W praktyce nie skłania on bowiem firm do inwestycji w „czyste” technologie.

Aby zwiększyć jego skuteczność, Komisja proponuje w ciągu najbliższych 10 lat wycofanie z rynku ok. 1,4 mld pozwoleń, a także rozważa wprowadzenie podatku węglowego. Bruksela chce też przeznaczyć większą część funduszy strukturalnych na inwestycje w energię odnawialną. Ponadto, unijni urzędnicy chcą ustawowo ograniczyć emisje generowane przez transport morski.

REKLAMA

Jak zaznacza European Voice, kryzys gospodarczy, jaki dotknął Europę w 2008 roku, wpłynął też na ograniczenie kosztów redukcji CO2 w UE z zakładanych 70 mld euro rocznie do 48 mln euro, co wynikało ze spadku produkcji unijnego przemysłu. Paradoksalnie więc, walka z globalnym ociepleniem w czasach kryzysu może być łatwiejsza.

Czy w związku z tym możemy liczyć na szybkie przyjęcie celu na poziomie 30 proc., a także przełom w globalnej walce ze zmianami klimatu, którego inicjatorem będzie Unia Europejska? Okazją do tego jest rozpoczynający się właśnie szczyt w Bonn.

Jednak po spotkaniu liderów państw ONZ, którzy będą debatowali nad ustanowieniem nowych zasad gry z globalnym ociepleniem, nie powinniśmy spodziewać się zbyt wiele. Brakuje nawet optymizmu, którego było tak wiele przed ostatnim spotkaniem w Kopenhadze.

Mimo zapewnień unijnej komisarz w sprawie podniesienia poprzeczki przez Brukselę w zakresie redukcji szkodliwych gazów, Unia Europejska jest w tej sprawie za bardzo podzielona, aby w walce z globalnym ociepleniem mogła podciągnąć za sobą inne państwa.

O ile szybką realizację ambitnych celów Wspólnoty popiera nowy rząd w Londynie, o tyle większość kluczowych państw UE będzie raczej optować za utrzymaniem kopenhaskiego status quo. Paryż, Berlin czy Warszawa nie chcą bowiem przyjmować na razie jakichkolwiek zobowiązań. Nawet rząd niemiecki, który we własnym kraju chce wprowadzić ograniczenie emisji CO2 o 40 proc. do 2020 roku, nie zamierza popierać nowych zobowiązań na szczeblu Unii.

Zdecydowana do działania nie jest nawet sama Komisja Europejska – o czym świadczy ostatnie wystąpienie Hedegaard, a priorytetem unijnych polityków jest obecnie kryzys budżetowy. Kwestię zaostrzenia polityki klimatycznej chcą odsunąć w czasie także unijne środowiska biznesu. Business Europe, organizacja zrzeszająca unijnych pracodawców, wezwała Komisję Europejską do utrzymania celu redukcji CO2 na poziomie 20 proc.

– Jednostronna redukcja w tym momencie nie przekonałaby innych państw do uczynienia podobnych kroków i wysłałaby zły sygnał do unijnego przemysłu – napisał w ubiegłym tygodniu w liście do Komisji Jurgen Thumann, szef Business Europe.

Jak szacuje Bruksela, podniesienie celu redukcji emisji CO2 do 30 proc. będzie oznaczać dodatkowe wydatki rzędu 81 mld euro, czyli ok. 0,2 proc. PKB Unii. Koszt ten spadłby na unijny przemysł, transport i gospodarstwa domowe. Na taką ewentualność z pewnością nie zgodzi się wielu europejskich polityków, a osiągnięcie kompromisu w tej sprawie będzie niezmiernie trudne.


Gramwzielone.pl