Co wiceminister Piotrowski wie o kosztach energii z fotowoltaiki?

Podczas debaty na posiedzeniu plenarnym Sejmu, której tematem była procedowana ustawa o elektrowniach wiatrowych, odpowiadający na związane z nią pytania posłów wiceminister energii Andrzej Piotrowski tylko lakonicznie odniósł się do nowych regulacji farm wiatrowych. Przez większość swojego wystąpienia mówił natomiast o kosztach i problemach, jakie OZE generują dla systemu elektroenergetycznego.
Energetyka wiatrowa odgrywa coraz większe znaczenie w polskim systemie elektroenergetycznym. Obecnie mamy już zainstalowanych ponad 5 GW turbin wiatrowych, podczas gdy moce w całym systemie wynoszą razem ok. 40 GW.
Mimo to rząd i Ministerstwo Energii stoją z boku podczas procedowania przygotowanej przez posłów PiS ustawy o inwestycjach w elektrownie wiatrowe, która ma kluczowe znaczenie dla przyszłości tego sektora energetyki w Polsce, a zdaniem przedstawicieli branży wiatrowej, procedowana w Sejmie ustawa może całkowicie zablokować budowę nowych farm wiatrowych.
Dotychczas działania Ministerstwa Energii w zakresie ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych ograniczały się do aprobowania proponowanych przez posłów PiS regulacji. Okazją do przedstawienia swojej oceny w sprawie tej ustawy była ostatnia debata w Sejmie na temat elektrowni wiatrowych, podczas której głos zabrał wiceminister energii Andrzej Piotrowski.
Przedstawiciel resortu energii w swoim wystąpieniu w dyskusji o elektrowniach wiatrowych wiele czasu poświęcił innym kwestiom, w tym tłumaczeniu przyczyn tzw. niskiej emisji i sposobów wykorzystywania domowych pieców węglowych.
W kwestii potencjalnych emisji generowanych przez dużą energetykę minister Piotrowski zapewniał, że polskie elektrownie z reguły spełniają normy emisyjne założone na rok 2020, wskazał jednak na wyjątki. – Z przykrością muszę stwierdzić, że w przypadku bloków znajdujących się w rękach francuskich wiele z nich nie spełnia oczekiwań i nie spełniają wymogów – podkreślił w swojej wypowiedzi minister Piotrowski.
Odnosząc się do kwestii współspalania, które rząd chce teraz promować w ramach nowego systemu wsparcia dla OZE, a którego zasadność jest kwestionowana przez branżę OZE, ocenił, że „nigdy Komisja [Europejska] nie kwestionowała współspalania, a przynajmniej resortowi nic o tym nie wiadomo, jako mechanizmu pozwalającego na zapewnienie jakiegoś określonego poziomu energii generowanej przez OZE”.
Zaznaczył, że „zastrzeżenia były co do rzetelności procesu sprawdzania, ile elementów biomasy zostało zmieszanych z paliwem konwencjonalnym”, ale „ta sprawa nie jest przedmiotem aktywności ze strony Komisji, ponieważ nowe konstrukcje dla współspalania te wątpliwości, które były przedtem, rozwiewają”.
– Problem leży gdzie indziej. Dotacje OZE spowodowały, że ceny biomasy były bardzo wysokie. W związku z tym palenie węglem jest bardziej atrakcyjne – powiedział minister Piotrowski.
– Istnieje w sporej części środowisk wiejskich oczekiwanie, że możliwość wykorzystania biomasy czy to w biogazowniach, czy to do współspalania, zostanie w pewien sposób dynamicznie przywrócona i jest to faktycznie jeden z elementów, które w polityce energetycznej chcemy uwzględnić – zapewnił.
Sporą część swojego wystąpienia wiceszef Ministerstwa Energii poświęcił kwestii kosztów OZE i niestabilności wiążącej się z produkcją energii wiatrowej czy słonecznej.
Minister Piotrowski zapewniał posłów, że „energia OZE nie istniałaby, gdyby nie dotacje” i że „nie ma w tej chwili ani jednego źródła, które mogłoby generować energię ze źródeł odnawialnych, która byłaby porównywalna cenowo do energii ze źródeł konwencjonalnych, albo do energetyki jądrowej”.
– Nigdzie na świecie (…) nie udało się [OZE] przełamać bariery opłacalności. Co więcej, w przypadku niektórych technologii, na przykład takich jak fotowoltaika, udało się przełamać inną barierę, której świadomość pewnie sporo z państwa nie ma. Otóż ilość energii zużyta do wyprodukowania tych fotowoltaicznych ogniw krzemowych stała się obecnie faktycznie mniejsza niż ilość energii, którą w całym czasie eksploatacji te ogniwa fotowoltaiczne oddają. Ale to stało się dopiero parę lat temu, a przedtem ten bilans wypadał jednak negatywnie – komentował w Sejmie wiceminister Piotrowski. – Oczywiście można powiedzieć, że energia konsumowana w produkcji ogniw fotowoltaicznych była konsumowana w Chinach, a oddawana np. w Polsce czy innych krajach europejskich. Żyjemy jednak na tym samym globie, więc powinniśmy brać pod uwagę, że to na koniec dnia się wyrównuje – dywagował.
Odnosząc się do kwestii elektrowni wiatrowych, wiceminister Piotrowski uznał, że istnieje „dość zauważalny sektor”, który tworzy miejsca pracy w energetyce wiatrowej, jednak większość funduszy inwestowanych w farmy wiatrowe trafia do zagranicznych producentów, a rola polskich firm ogranicza się m.in. do wylania fundamentów.
– Wiatrak wymaga dotacji, bo cena energii sprzedanej na giełdzie nie wystarczyłaby, aby w oczekiwanym przez inwestorów czasie zwrócić koszt nakładów inwestycyjnych – zapewniał przedstawiciel ME, dodając, że „mainstreamowe” źródła OZE – wiatraki i fotowoltaika – dostarczają energię niestabilną, a to generuje konieczność wyłączania i włączania elektrowni węglowych spalających wówczas węgiel nieoptymalnie.
– Im mniej stabilne źródło tym większe koszty zapewnienia energii w czasie, w którym to źródło energii nie dostarcza. To całkowity koszt energii z OZE – zapewniał.
Odnosząc się w końcu do problemów wskazanych w ustawie antywiatrakowej nawiązał do nowych obowiązków Urzędu Dozoru Technicznego i zgłaszanych przez posłów opozycji wątpliwości, czy UDT podoła zadaniu serwisowania wszystkich elektrowni wiatrowych. Wiceminister Piotrowski poinformował, że minister energii będzie zobowiązany do przygotowania odpowiedniego rozporządzenia w tej sprawie i dodał, że w tym celu nawiązał kontakt z Instytutem Lotnictwa, którego know-how ma umożliwić „eliminację patologii” przy pomiarach dot. elektrowni wiatrowych.
– Tutaj wykorzystamy polski potencjał naukowy – zapewnił posłów.
Zaznaczył przy tym, że montowane w Polsce elektrownie wiatrowe w dużej mierze pochodzą z „demobilu”. Udowadniając tą tezę ocenił, że tylko w I kwartale w Polsce zainstalowano 800 MW farm wiatrowych, a jak wynika z informacji producentów, nie mogli oni dostarczyć takiej ilości turbin, więc część z instalowanych wiatraków musiała pochodzić z rynku wtórnego.
Informacje o zainstalowanym w I kwartale potencjale wiatrowym rzeczywiście podał URE, jednak – wobec zastoju panującego na rynku wiatrowym – ta liczba wydaje się nierealna.
Uzasadniając potrzebę ograniczenia inwestycji wiatrowych minister Piotrowski ocenił, że Polska w zakresie wypełniania obowiązku OZE na rok 2020 „jest w roku 2018”, a obecna generacja z elektrowni wiatrowych przekracza wykonywane wcześniej na szczeblu rządowym plany.
gramwzielone.pl