Blackout, czyli polityka energetyczna polskiego rządu

{więcej}Według ministra gospodarki energia powinna jeszcze bardziej potanieć. Do 2020 roku nawet o 20%. Co w takim razie z nowymi inwestycjami w moce wytwórcze, bez których w Polsce zabraknie prądu, a których nie opłaca się realizować nawet przy obecnych i tak bardzo niskich cenach energii?

Ostatnim motywem przewijającym się w dyskusji o polskiej energetyce jest konieczność trzymania w ryzach cen energii. Mówi o tym premier Donald Tusk i wicepremierzy – Piechociński i Rostowski. Tymczasem energia w Polsce i tak jest już bardzo tania, w porównaniu do cen jeszcze sprzed roku, co wynika z wolniejszego wzrostu gospodarczego i mniejszego popytu na prąd. Gdy Polska gospodarka przyspieszy, możemy się spodziewać, że ceny prądu szybko wrócą do poprzedniego poziomu. 

Przy obecnej cenie energii polskim koncernom energetycznym nie opłaca się inwestować w nowe moce wytwórcze. Biznesplany tego rodzaju przedsięwzięć nie spinają się, a niechętnie patrzą na nie banki. Gdy cena energii wzrośnie, sytuacja powinna się zmienić, jednak obecnie polska energetyka traci czas, którego może za parę lat zabraknąć. W efekcie Polsce w drugiej połowie obecnej dekady grozi deficyt prądu. Musimy bowiem wyłączyć przestarzałe elektrownie o mocy ok. 6 GW, a do tego czasu potencjału tego nie uzupełnimy nowymi mocami – zarówno w energetyce konwencjonalnej, której nie rozbudujemy w rok czy dwa, ale także w odnawialnych źródłach energii, w których od dwóch lat inwestycje stanęły w miejscu wobec już prawie 3-letnich opóźnianiach w przyjęciu ustawy o OZE i nowego systemu wsparcia dla producentów zielonej energii. 

REKLAMA

Co gorsze, pewne jest, że sytuacja ta w najbliższym czasie się nie zmieni. Rząd co chwile zmienia podejście do finansowania projektów elektrowni atomowej, węglowych czy OZE. Nie widać spójnej koncepcji i nie wygląda na to, że zostanie ona wypracowana. W zamian od miesięcy słyszymy, że elektrownia atomowa a)powstanie, b) powstanie, ale póżniej, c) nie powstanie w ogóle. Podobnie jest z drugim sztandarowym projektem w Opolu. 

Biorąc pod uwagę jakość obecnej polityki energetycznej rządu, najbardziej prawdopodobna – zwłaszcza w pierwszym wypadku – wydaje się odpowiedź c.

REKLAMA

Polski rząd nie jest w stanie od kilku lat przygotować ustaw dużego trójpaku energetycznego, dlaczego więc miałby sobie poradzić sobie z tak ogromnym projektem, którego koszty przekraczają możliwości finansowe polskiej energetyki? Jak na razie projekt elektrowni atomowej stoi w miejscu, ale na jego przygotowania wydano już dziesiątki milionów złotych. Możliwe, że koncepcja elektrowni atomowej za jakiś czas znowu upadnie, a potem zostanie podniesiona ponownie. Od tego prądu w gniazdkach jednak nie przybędzie. 

W miarę szybko można by uzupełnić moce w energetyce źródłami odnawialnymi. Tutaj jednak problemem jest także rządowa strategia w zakresie rozwoju OZE. A raczej jej brak. Po raz kolejny słyszymy daty przyjęcia ustawy o OZE i plany przemeblowania nowego systemu wsparcia, ale straconego czasu możemy nie nadrobić, co dla Polski może okazać się bardzo kosztowne. Wraz ze zwłoką w przyjęciu ustawy o OZE maleją szanse na to, że Polska w 2020 roku osiągnie cel konsumpcji 15% energii z OZE, za to rosną szanse na gigantyczne kary, które będziemy musieli zapłacić za niewywiązanie się z obowiązku OZE. 

Problemów tych zdaje się nie dostrzegać obecna ekipa rządząca, tak jakby wychodził z założenia, że problemy energetyki za kilka lat nie będą już jej problemami. W zamian z ust ministrów odpowiedzialnych za energetykę słyszymy, że chcą wytłumaczyć Brukseli jak planować politykę energetyczną Unii Europejskiej. Wcześniej robił to minister środowiska Marcin Korolec, który zapewniał, że polski rząd wie lepiej, co zrobić z unijną polityką klimatyczną, a teraz robi to minister Janusz Piechociński. 

Podczas forum w Krynicy nie dowiemy się od szefa resortu odpowiedzialnego za polską energetykę, jak w końcu będzie wyglądać duży trójpak energetyczny, co w nim będzie, ani kiedy zostanie przyjęty. Dowiemy się za to, że polski rząd będzie prostował uniją strategię energetyczną. 

Dodał, że ze względu na konieczność wycofywania z użytku starych bloków energetycznych i jednoczesny brak impulsów do budowy nowych, państwo musi określić, w jakim zakresie weźmie na siebie część odpowiedzialności za zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego. – Spodziewam się, że w dużym pakiecie energetycznym przedstawimy te rozwiązania w sposób praktyczny – wyjaśnił Piechociński.

Prof. Władysław Mielczarski  z Politechniki Łódzkiej zasugerował, że jednym z rozwiązań, które poważnie trzeba brać pod uwagę, jest wdrożenie mechanizmu zakładającego, że gdyby po 2020 r. ceny energii nie pozwalały osiągnąć zysku z budowanych obecnie elektrowni, wówczas uruchomione zostaną dopłaty. – Nie chodzi o mechanizmy dające wytwórcom pieniądze, tylko o rozłożenie ryzyka – wyjaśnił. Krzysztof Rozen z KPMG przypomniał, że podobny mechanizm działał w Polsce w latach 90. i został uznany przez UE za niedozwoloną pomoc państwa. Krzysztof Kilian odnosząc się do sceptycznych głosów ocenił, że Polska musi próbować wdrożyć swoje rozwiązania, ponieważ dłużej przy obecnym stanie rynku czekać nie można.