G. Wiśniewski: PiS zrealizował swój program dla energetyki

Premier Mateusz Morawiecki wymienił transformację energetyki jako jeden z priorytetów jego ekipy i wskazał, że jest ona szansą technologiczną i okazją do wykuwania technologii przyszłości i badań naukowych. Hasło jest potrzebne i nośne, tym bardziej, że obecnie polską energetykę (na tle zachodnich) trudno już nazwać czystą i tanią, a szczególnie innowacyjną też nie jest – pisze Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
Premier mówił o zmianie w energetyce, a nie o kontynuacji, czyli dostrzegł problem. O jaką zatem zmianę i o jakie technologie przyszłości chodzi?
Trzeba przyznać, ze PiS w obszarze „energia” generalnie zrealizował swój program z 2014 roku. W energetyce program nie obiecywał renty innowacyjności (jedno z ówczesnych haseł rozwoju gospodarczego). Energetyka z powodu strukturalnych zapóźnień w jej reformowaniu bazowała bardziej na rencie zacofania, ale kontynuacja tego podejścia nie jest możliwa – pozostałoby bowiem tylko zacofanie.
Z bardziej progresywnych ówczesnych haseł wyróżnić można deklarację, że „konsumenci uzyskają prawo produkowania w rozproszeniu energii elektrycznej w mikroinstalacjach (małe przydomowe elektrownie wiatrowe, fotowoltaika) na własny użytek i oddawania nadwyżek tak wytworzonej energii do sieci” uzupełnionych propozycjami reform sektora obywatelskiego jako zadanie dla Ministerstwa Energetyki „zapewnienie wsparcia dla tzw. energetyki obywatelskiej (prosumpcji)”.
Ówczesne obietnice w tym progresywnym obszarze są w praktyce realizowane przez regiony (RPO) oraz od pół roku przez Ministrostwo Przedsiębiorczości i Technologii, które także koordynuje prace Międzyresortowego Zespołu ds. Ułatwienia Inwestycji w Prosumenckie Instalacje Odnawialnych Źródeł Energii Elektrycznej (zarządzenie premiera z lutego 2019 r.)
Poszukiwaniu na konwencji nowych zasobów wzrostu i technologii w energetyce poświęcono w sumie pięć paneli, w tym sesje plenarna (na której, siłą rzeczy, o technologiach nie było mowy, za to wiele o bezpieczeństwie energetycznym i zamrożonych cenach energii). Ponadto były aż cztery panele: Kogeneracja i ciepłownictwo, Energetyka konwencjonalna i odnawialna, Geopolityka energii oraz właśnie Energetyka obywatelska i prosumencka.
Pierwsze trzy z nich zidentyfikowały energetykę jądrową, kogenerację oraz prezentowane jako nowoczesne bloki węglowe (Opole, Jaworzno) jako pomysły technologiczne na transformację energetyczną. Ta część propozycji albo brzmi siermiężnie (nie porywa), albo stawia pytanie o wiarygodność (czego do tej pory Zjednoczonej Prawicy nie można było zarzucić).
Nie ulega wątpliwości, że każda z tych technologii z połowy XX wielu odnotowuje pewien postęp technologiczny, ale jest on raczej związany z dostosowywaniem się do norm środowiskowych i norm bezpieczeństwa, co łącznie raczej podnosi koszty, niż je zmniejsza. Zarówno kogeneracja jak i energetyka jądrowa podnoszą koszty energii (wsparcie dla kogeneracji skończy się w 2025 roku, co dodatkowo wywoła wzrost kosztów).
W latach 2021-2027 technologie te nie będą wspierane z funduszy UE, znajdą się też poza nowym ramowym program badań rozwoju UE. Trudno zatem, w tych przypadkach mówić o „wykuwaniu technologii przyszłości i badań naukowych” jak i o „zasobach wzrostu”. W przypadku energetyki jądrowej, która musiałaby być realizowana w niezwykle niekorzystnych uwarunkowaniach ekonomicznych (trudne czasy dla tradycyjnych koncernów energetycznych), politycy ryzykują też utratę wiarygodności.
Wiarygodnie i innowacyjnie brzmi (w szczególności, o ile nastąpi rezygnacja z budowy elektrowni jądrowych) plan PGE budowy 2,5 GW mocy w farmach wiatrowych, ale to też perspektywa wychodząca poza przyszłą kadencję i ramy czasowe nowego programu wyborczego Zjednoczonej Prawicy.
Na inną technologię wskazał panel czwarty. W kontekście nie tylko prosumenckim dyskutowana była technologia fotowoltaiczna. Ten rynek w polskiej energetyce od 3 lat rozwija się najszybciej zarówno, jeśli chodzi o tempo wzrostu jak i przyrosty nowych mocy.
Z uwagi na moce zainstalowane, jeszcze w 2016 roku fotowoltaika była 5-tą technologią OZE, w 2017 roku 4-tą (przed biogazem). W br. osiągnie ok. 1,5 GW i przeskoczy moce zainstalowane w energetyce wodnej, a w 2020 roku jej moce będą wyższe także od mocy źródeł wykorzystujących biomasę.
O ile ostatnie prognozy IEO się sprawdzą , już w 2020 roku moc instalacji PV w Polsce wyniesie 2,4-3,2 GW, a fotowoltaika stanie się pod względem mocy i kosztów drugą po energetyce wiatrowej technologią OZE, a obie technologie najtańszymi źródłami energii w Polsce. Będzie też pierwszą pod względem rocznych przyrostów mocy, a Polska pod względem tempa rozwoju fotowoltaiki znajdzie się w pierwszej czwórce państw UE.
Fotowoltaika zajęła już 99 proc. rynku prosumenckiego. Dominacja fotowoltaiki w tym segmencie wynika m.in. z reakcji rynku na wzrost cen energii i dlatego (poza sektorem gospodarstw domowych z regulowaną ceną energii) coraz szybciej rozwija się dynamicznie w sektorze autoproducentów (prosumentów biznesowych).
Ale największy przyrost mocy będzie miał miejsce w segmencie farm fotowoltaicznych, które wkrótce będą produkowały energię taniej niż wynosi cena giełdowa energii. Także spółki państwowe zapowiedziały olbrzymie inwestycje w tym segmencie, w tym PGE 2,5 GW.
Tauron, oprócz inwestycji w farmy PV rozwija produkty dla słonecznej energetyki prosumenckiej. Prezesi spółek potwierdzili, że fotowoltaika może doprowadzić do rewolucyjnych zmian na rynku energii, ale nawet, jeżeli stanowi ona wyzwanie dla tradycyjnych biznesów, to nie mogą tej technologii zignorować.
Czy zatem politycy są świadomi tej zmiany na rynku i czy dostrzegą w technologii PV także szansę na sukces wyborczy? Czy też uznają, że energetyka nie potrzebuje zmian i może pozwolić sobie na dalszy wzrost emisji i kosztów (węgiel) lub kosztów i jednoczesnej zależności technologicznej i surowcowej (atom)?
Z tym dylematem nosili się politycy przed poprzednią kampanią wyborczą. Kampania wyborcza ‘2015 miała negatywny charakter, jeśli chodzi o OZE, a zwłaszcza źródła pogodowo-zależne. Koalicja PO-PSL zdecydowała się na walkę z prosumentami PV (polityków stymulowały wówczas w tym kierunku koncerny energetyczne), a część posłów PIS na walkę z wiatrakami (licząc na korzyści polityczne, które zresztą okazały się wątpliwe).
Okazało się, że prawo może wprawdzie wygrać z nowoczesnymi technologiami, ale tylko na krótko. Konwencja Programowa ‘2019 pokazała, że technologie pogodowo-zależne już nie są wrogiem, można się z nimi oswoić, a ich rozwój może być sposobem na pokonanie sprzeczności.
Skoro zdaniem polityków wprowadzenie rynku mocy, czyli, inaczej mówiąc, zapewnienie możliwości dalszego funkcjonowania energetyki węglowej i przychodów w formie opłaty mocowej do 2025 roku za „nic-nie-robienie” jest największym sukcesem (politycy podkreślali ten fakt na Konwencji), to jedynym logicznym uzasadnieniem tych niezwykle kosztownych rozwiązań może być tylko szybki wzrost udziału mocy nazwanych przez energetykę zawodową „niestabilnymi”.
Bez nich rynek mocy nie ma uzasadnienia, tak jak nie miałyby uzasadnienia unijne dopłaty obszarowe do ziemi rolnej odłogowanej, o ile działanie takie nie niosłyby za sobą wzrostu bioróżnorodności i poprawy kultury rolnej i sytuacji na rynku.
Opłata mocowa, która dojdzie już od przyszłego roku do rachunków za prąd, powinna mieć jakieś uzasadnienie.
W sytuacji, gdy kurczy się rezerwa mocy, a operator systemu energetycznego co roku drży w szczytach letnich o pokrycie spowodowanych upałami ubytków mocy w elektrowniach cieplnych (pogorszeniem chłodzenia bloków i spadkiem ich sprawności), a jednocześnie olbrzymim problemów polskiej gospodarki stają się wysokie ceny energii – trudno byłoby uzasadnić promocję wrażliwej na stresy termiczne, niezwykle drogiej energetyki jądrowej o niespotykanie długich cyklach inwestycyjnych i jednocześnie powstrzymywanie rozwoju „szybkiej”, taniej i doskonale sobie radzącej w szczytach letnich fotowoltaiki.
W sposób prosty problem ten sformułował prezes Filip Grzegorczyk z Tauron, który przyznał, że OZE stają się tańsze i będą się rozwiać rynkowo, a energetyka węglowa może trwać dalej jedynie w układzie regulacyjnym (rynek mocy). Niech zatem trwa, ale niech odbiorcy energii, gospodarka i innowacje coś z tego mają.
Dalszy fragment wpisu znajduje się na blogu „Odnawialny” pod tym linkiem.
Grzegorz Wiśniewski