Ile kosztuje chińska turbina wiatrowa i dlaczego tak mało?

Na globalnym rynku zielonej energii coraz większą rolę odgrywają firmy z Chin, podczas gdy przedsiębiorstwa z Europy i Ameryki walczą o przetrwanie lub przenoszą produkcję do … Chin. Dlaczego tak się dzieje? {więcej}

Chińska branża czystych technologii, choć stosunkowo młoda, zatrudnia już ponad 1 mln pracowników i wszystko wskazuje, że w najbliższych latach zdominuje rynek, który był dotychczas domeną firm z Niemiec, Hiszpanii, USA czy Japonii.

Postęp firm z Państwa Środka widać doskonale na przykładzie produkcji turbin wiatrowych. Jeszcze 5 lat temu Chińczycy nie produkowali praktycznie turbin wiatrowych, a chiński rynek był w tym względzie zdominowany przez firmy z Europy. Tymczasem – jak informuje IHS Emerging Energy Rerearch – w ubiegłym roku chińscy producenci elektrowni wiatrowych dostarczyli na rodzimy rynek prawie 13 GW wiatraków, podczas gdy firmy z zagranicy – niecałe 2 GW.

REKLAMA

Z czego to wynika? Eksperci przyczyn ekspansji chińskiego sektora OZE upatrują przede wszystkim w sprzyjającej polityce chińskiego rządu, która stoi często w sprzeczności z zasadami wolnego handlu stanowionymi przez Światową Organizacją Handlu

Władze w Pekinie dostrzegły potencjał tkwiący w wyjątkowo perspektywicznej i proeksportowej branży jaką jest produkcja urządzeń do wytwarzania zielonej energii.

Przykładem może być jedna z chińskich firm z branży OZE, producent paneli słonecznych Sunzone, która powstał zaledwie dwa lata temu, a 95 proc. jej eksportu trafia już na Stary Kontynent, w dodatku firma otwiera swoje przedstawicielstwa w Nowym Jorku czy Los Angeles. Jak możliwa jest tak dynamiczna ekspansja?

Już na samym początku Sunzone otrzymało od lokalnych władz ziemię pod budowę hal produkcyjnych. Firma może liczyć też na preferencyjne kredyty udzielane przez państwowe banki, a także na dodatkowe gwarancje lokalnego rządu. Na podwojenie produkcji i załogi (z 300 do 600 proacowników) Sunzone dostanie pożyczkę na 11 mln dol. przy oprocentowaniu 6 proc., przy czym ponad połowę rat pokryją lokalne władze.

Wskazane powyżej przykłady instrumentów, które chińskie władze oferują swoim przedsiębiorstwom, stoją jednak w sprzeczności z zadami WTO, które zakazuje subsydiowania eksportu, a którego członkiem od 2001 roku są także Chiny.

REKLAMA

The New York Times, pisząc o fenomenie chińskiego rynku OZE, powołuje się na opinię Charlene Barshefsky, która jako przedstawiciel rządu USA negocjowała warunki przystąpienia Chin do WTO, a która teraz przekonuje, że tego rodzaju niezgodne z zasadami liberalizacji handlu praktyki mogą stać się podstawą do sądzenia Chin przed trybunałem WTO w Genewie.

Łamanie reguł WTO poprzez subsydiowanie rodzimej produkcji to nie jedyny powód, dla którego chińscy producenci elektrowni wiatrowych czy paneli słonecznych są na uprzywilejowanej pozycji w rywalizacji z firmami z USA czy Europy. Mowa o faworyzującym Chińczyków kursie walutowym, na którego utrzymanie władze w Pekinie wydają codziennie 1 mld dol.! Systematyczne interwencje walutowe nie są zgodne z zasadami Międzynarodowego Funduszu Walutowego, którego Chiny są członkiem, ale który nie może w tej sprawie wiele zrobić – czytamy na łamach nowojorskiego dziennika.

Oczywiście, chińska przewaga bierze się także z niskich kosztów pracy, a także coraz większego i szerszego know-how.

Jak zauważa jednak The New York Times, wkroczenie Chińczyków na rynek OZE ma także swoje plusy. Przede wszystkim uczyniło bardziej dostępnymi produkty do wytwarzania zielonej energii. Tylko w ciągu dwóch ostatnich lat cena paneli słonecznych spadła prawie o połowę, a turbin wiatrowych – o 25 proc., co jest zasługą  – oprócz kryzysu gospodarczego – także chińskich producentów z branży OZE – przekonuje NYT.

W tej chwili średnia cena wyprodukowanej w Chinach turbiny wiatrowej to 685 tys. dol. na 1 MW mocy, tymczasem koszt turbiny wyprodukowanej na Zachodzie to 850 tys. dol./MW. Jak pokazuje globalny rynek, takie różnice w cenach skłaniają większość inwestorów do zakupu elektrowni chińskich, nawet jeśli oznaczają one gorszą jakość.

Sytuacja wygląda podobnie w przemyśle solarnym. Chiny, które 5 lat temu nie produkowały jeszcze praktycznie paneli fotowoltaicznych, w tym roku będą odpowiedzialne za wytworzenie ponad połowy światowej produkcji paneli PV.

Należy mieć jednak na uwadze, że większość chińskich produktów trafia na rynki, na których lokalne władze premiują rozwój energii odnawialnej dopłacając do jej zakupu. Niemiecki system feed-in tariff przez lata wzmacniał rodzimy przemysł fotowoltaiczny, tymczasem obecnie beneficjentami programu są w dużej mierze firmy z Chin.

W efekcie, taka sytuacja rodzi coraz większe niezadowolenie już nie tylko wśród europejskich czy amerykańskich producentów paneli czy turbin, co może skłonić rządy państw Unii Europejskiej i USA do zastosowania protekcjonistycznych środków, podobnych do tych, które stosują obecnie chińskie władze.


pp. Gramwzielone.pl