Weto niewiele zmienia – problem branży wiatrowej jest gdzie indziej

Prezydenckie weto wobec tzw. nowej ustawy wiatrakowej nie jest zaskoczeniem i nie zmienia zasadniczo perspektyw rozwoju energetyki wiatrowej w Polsce. Kluczowe bariery leżą gdzie indziej. Należą do nich przede wszystkim ciągłe problemy z przyłączeniem nowych inwestycji do sieci, przewlekłe procedury środowiskowe, jak również dowolność w interpretacji obowiązujących przepisów przez administrację na niekorzyść inwestycji. Dziś to one hamują inwestycje bardziej niż spór o to, czy wiatraki można budować w odległości 700 m czy 500 m od zabudowań.
Wciąż kluczowym wyzwaniem pozostaje dostęp do sieci. Panujący chaos kompetencyjny i brak transparentnego, spójnego harmonogramu uwalniania mocy przyłączeniowych powodują, że dobrze przygotowane projekty nie mogą przejść do fazy realizacji.
Przyłączenia do sieci bez regulacji
Mityczne kolejki wniosków, projekty „duchy”, o których wszyscy wiedzą, że są nierealizowalne, ciągłe zmiany wytycznych przeliczania wpływu na sieć różnych źródeł energii powodują, że otrzymanie lub nieotrzymanie zgody na przyłączenie nowej inwestycji do sieci przypomina bardziej loterię niż jakąkolwiek formalną procedurę. Obecnie można zaobserwować próby zmiany sytuacji na lepszą.
Przedsiębiorstwa energetyczne przedstawiają branży pomysły, które mają spowodować, by współpraca z inwestorami przynosiła lepsze efekty – szczególnie pozytywnie odbieramy działania Polskich Sieci Energetycznych. Nadal jednak, mimo wybiórczych inicjatyw na tym polu, brak jest podstaw prawnych i faktycznej sprawczości, która przyniosłaby realne rozwiązanie tego problemu.
Dla przykładu – Eurowind Energy byłby w stanie produkować w tym momencie dodatkowe 200 MW mocy, gdyby nie odmowy i ciągnące się latami procedury przyłączania parków wiatrowych do sieci. Wyprodukowana bez żadnych dotacji energia z parków wiatrowych, uruchomionych w oparciu o obecne przepisy odległościowe (700 m), byłaby już teraz dostępna dla konsumentów i przedsiębiorstw.
Procedury środowiskowe często trwają latami
Procedury środowiskowe związane z rozwojem energetyki wiatrowej w Polsce wciąż pozostają jednym z głównych hamulców inwestycyjnych. Zamiast pełnić funkcję narzędzia równoważącego interesy ochrony przyrody i potrzeb transformacji energetycznej, często stają się labiryntem niejednoznacznych interpretacji i niespójnych zasad. W efekcie proces pozwoleniowy potrafi ciągnąć się latami, zniechęcając inwestorów i blokując rozwój zielonej energii.
Przykładem jest interpretacja organów środowiskowych, które przy ocenie odległości od zabudowy odwołują się do granic terenów przeznaczonych pod turbiny, a nie do faktycznej lokalizacji planowanych urządzeń. W konsekwencji wiele starszych miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego uznawanych jest dziś za niemożliwe do realizacji, co w praktyce uniemożliwia wykorzystanie już przygotowanych terenów pod farmy wiatrowe.
Drugim problemem jest praktyka obejmowania decyzją środowiskową całej infrastruktury towarzyszącej farmom wiatrowym. Wiele tych elementów zgodnie z obowiązującymi przepisami nie powinno wymagać odrębnej oceny oddziaływania na środowisko. Mimo to organy administracji coraz częściej uznają je za integralną i niezbędną część inwestycji, co dodatkowo wydłuża i komplikuje proces uzyskiwania zgód. W efekcie farmy wiatrowe stają się jedyną kategorią projektów traktowaną w tak restrykcyjny sposób – podczas gdy inne inwestycje infrastrukturalne nie napotykają podobnych barier. To podejście nie tylko spowalnia rozwój sektora OZE, ale także pokazuje brak spójności w stosowaniu prawa wobec różnych rodzajów projektów inwestycyjnych.
Skrajnym przykładem jest podważanie prawdziwości drobiazgowych i aktualnych badań środowiskowych, wykonywanych fizycznie w terenie, które rzekomo nie zgadzają się z ogólnokrajowymi wytycznymi, mapami wrażliwości, czy też nieaktualną literaturą z lat dziewięćdziesiątych.
Opóźnienia w planowaniu przestrzennym
Kolejną barierą dla rozwoju energetyki wiatrowej są opóźnienia w porządkowaniu kwestii planowania przestrzennego w gminach. Uchwalona w maju 2023 r. pierwsza tzw. ustawa wiatrakowa pozwoliła wrócić inwestorom do poważnego planowania projektów opartych o energię z wiatru. Jej istotnym uzupełnieniem była reforma Ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, która weszła w życie 24 września 2023 r. Rozszerzany i modyfikowany w kolejnych latach pakiet zmian miał usprawnić procesy planowania przestrzennego i inwestycyjnego, a także zapewnić zrównoważony rozwój kraju.
Kluczowe zmiany obejmują wprowadzenie „planu ogólnego” jako podstawowego aktu planistycznego gminy, który ma zastąpić dotychczasowe studium. Niestety część gmin jeszcze nie rozpoczęła prac związanych z planami ogólnymi, choć każda z nich powinna taki plan wdrożyć do 30 czerwca 2026 r. W konsekwencji na tych terenach nie ma możliwości stworzenia planu miejscowego, a co za tym idzie, planowania inwestycji w energetykę wiatrową.
Weta to strata finansowa dla lokalnych społeczności i brak lepszej infrastruktury
Weto tzw. ustawy wiatrakowej było zapowiedziane i nie stanowi dla branży zaskoczenia. Realna strata dotyczy jednak lokalnych społeczności. Zgodnie z zapisami zawetowanej ustawy mieszkańcy posiadający domy w bezpośrednim sąsiedztwie farm wiatrowych mogliby otrzymać wynagrodzenie finansowe za bezpośrednie sąsiedztwo wiatraków. Przepisy przewidywały nawet do 20 tys. zł do podziału dla mieszkańców posiadających nieruchomości w promieniu 1 km od turbiny.
Z punktu widzenia branży OZE bardziej problematyczne wydaje się natomiast weto dla Ustawy o deregulacji w energetyce. Ta nowelizacja prawa dawała zielone światło dla tzw. cable poolingu w przypadku magazynów energii. Chodzi o dopuszczenie możliwości współdzielenia jednego przyłącza energetycznego przez OZE i magazyny energii. Jest to rozwiązanie powszechnie stosowane w Europie, które pozwala efektywniej rozwijać inwestycje OZE, zarządzać nadprodukcją źródeł, stosować kolejne komponenty niezbędne do wytwarzania zielonych paliw.
Jak wygląda przyszłość OZE
Branża, pomimo zawetowanej ustawy, nadal pracuje nad bieżącymi inwestycjami. Oczywiście lepiej byłoby, gdyby weszła ona w życie, nawet nie ze względu na inwestorów, lecz ze względu na lokalne społeczności, które tym wetem zostały pozbawione udziału w przychodach.
Sytuację branży energetyki odnawialnej można poprawić w kilku szybkich krokach. Jeżeli energia z wiatru ma być sprawnie rozwijana, w pierwszej kolejności należy zadbać o adekwatne dla bieżącej sytuacji rynkowej, transparentne oraz proste procedury współpracy z operatorami sieci i przedstawicielami administracji samorządowej i państwowej.
Małgorzata Szambelańczyk, prezes zarządu Eurowind Energy
© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.
Niech się w końcu skończą rządy koalicji i niech przyjdzie ktoś normalny i kompetentny. Stracone 2 lata tak jak poprzednich 8, tyle, że te 2 ostatnie lata były ważniejsze. Przegrali wybory i przykleili się do stołków dlatego pozostało im tylko siedzenie na czterech literach.
U nas jak zawsze. Ustawy od tyłu a infrastruktura energetyczna pamięta czasy PRL.
Co ciekawe to do wszystkich tych rzeczy wystarczą rozporządzenia lub tez wręcz wytyczne z ministerstw do urzędów i spółek energetycznych… Niestety nawet URE przyklepuje bzdury z OSD!
Do prawda: Nie – nie przyjdzie nikt normalny – za dwa lata dorwą się takie oszołomy, ze przy nich Suski z Sasinem to geniusze
@Toto suski to już i tak geniusz w stosunku do takiego szczerby co m.in. świętuje napad na Polskę. Tak mi wstyd za ten rząd, w sumie jak nigdy.