G. Wiśniewski: są efektywniejsze mechanizmy wspierania OZE niż aukcje

W sytuacji chaosu w energetyce, gdy OZE stają się najtańszymi źródłami energii, łagodniejsze i spokojniejsze formy wsparcia, takie jak gwarancje bankowe i ulgi podatkowe, przyniosą lepsze efekty – pisze Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
System aukcyjny przewidziany na ponad 20 technologii OZE efektywnie zadziałał tylko w przypadku jednej z nich – farm fotowoltaicznych o mocy do 1 MW. 19 lipca Sejm uchwalił kolejną nowelizację ustawy o OZE i (wreszcie) otworzył pole do ogłoszenia największej jak dotąd aukcji na projekty OZE. Ok. 3,4 GW projektów, w tym minimum 2,5 GW projektów wiatrowych i 0,75 GW fotowoltaicznych, może się ubiegać o kontrakty w aukcji w 2019 r.
Najwyższy czas, choć i tak za późno na wypełnienie celu na 2020 r., a ponadto choć system aukcyjny został dopracowany, to zaawansowanych projektów OZE do realizacji w kolejnych latach brak…
Instytut Energetyki Odnawialnej dokonał analizy bazy danych wszystkich projektów wiatrowych w Polsce i zajął się oceną możliwości wypełnienia zaplanowanego przez rząd koszyka aukcyjnego.
Inwestorzy przed podjęciem decyzji o udziale w aukcji i wyznaczeniu ceny oferowanej muszą dokonać analizy projektów wiatrowych i słonecznych, które mogą licytować we wspólnym koszyku aukcyjnym i porównać z wielkością zamówienia rządowego.
To ciekawy problem z punktu taktyki biznesowej i po rozwiązanie odsyłam do analizy IEO [link], ale na tym tle warto zadać pytanie co dalej?
Czy system aukcyjny stworzył w energetyce odnawialnej wystarczająco duży wolumen dobrej jakości projektów, nie tylko dla aukcji w 2019 roku i ostatniej desperackiej próby wypełnienia celu 2020?
Czy portfolio istniejących projektów (na różnych etapach rozwoju) może też stanowić jeszcze bazę dla inwestycji OZE w kolejnych latach?
System aukcyjny został zaproponowany przez Komisję Europejską w projekcie wytycznych o pomocy publicznej dla OZE w 2013 roku [więcej o tej przedziwnej historii w artkule sprzed 5 lat] i niemal jednocześnie nieoczekiwanie trafił do ówczesnego projektu ustawy OZE z 2013 roku. Chwalony był za „rynkowość”, tak jak inne pozornie rynkowe rozwiązania (np. tzw. rynek mocy).
Faktycznie aukcje, przynajmniej w polskiej wersji, to system centralnie sterowany, w którym o wszystkim decydują politycy. Sama możliwość zgłoszenia na zawołanie ceny poniżej maksymalnej określonej przez polityków to jeszcze nie rynek, tym bardziej, że nie wiadomo, na jaki wolumen, na jaką technologię i kiedy aukcja zostanie ogłoszona, przez co nie ma projektów, a jak nie ma projektów, to nie ma też rynku.
Ustawa OZE (200 stron) w części dot. systemu aukcyjnego (100 stron) stanowi modelowy przykład przesterowania i nadmiaru biurokratycznych procedur, z którymi z olbrzymim zaangażowaniem zmaga się regulator i organizatora aukcji – URE.
Ustawa szczegółowo opisuje aukcje nie tylko na nowe projekty, ale i na stare (aukcje migracyjne) i modernizowane, które nie były i pewnie nie będą nigdy ogłoszone, ale stawia podstawowych wymagań autorom rozporządzeń i twórcom polityki energetycznej, aby system aukcyjny w odpowiednim otoczeniu mógł zadziałać stymulująco na cały rynek..
W końcu (pomijając udane aukcje na fotowoltaikę, które jednak z uwagi na ograniczoną skalę nie przybliżyły Polski do realizacji celów OZE) w listopadzie ub. roku, z opóźnieniem 2-3 letnim, przeprowadzono pierwszą aukcję (zakontraktowano w niej ok 1,1 GW projektów wiatrowych) i zaplanowano aukcję na br. (w tym na 2,5GW nowych projektów wiatrowych). Zaczną one dostarczać energię dokładnie 10 lat od rozpoczęcia prac nad systemem aukcyjnym.
W podobnym okresie znacznie więcej (6 GW) i przy zdecydowanie mniejszej biurokracji powstało w systemie zielonych certyfikatów. Wprowadzając system aukcyjny zapomniano o tym, że decyzje polityczne o wolumenach powinny mieć jakieś podstawy – być poprzedzone ciągłą pracą deweloperów.
Na jakiej podstawie politycy decydują o tym, jaka technologia, w jakimi czasie i w jakim zakresie (udział, moce) ma się znaleźć na rynku? Nie można dobrej jakości projektów wyciągać jak królika z kapelusza, kiedy tylko rząd sobie tego zażyczy – przygotowanie ich zajmuje sporo czasu i kosztuje.
Politycy mogą skutecznie zatrzymać rozwój projektów (np. nie ogłaszając aukcji), ale system aukcyjny ich nie wyczaruje wtedy, gdy ogłoszone zostaną aukcje z odpowiednią ceną referencyjną.
Okazuje się, że olbrzymie koszty prac nad ustawą i nad systemem aukcyjnym skutecznie przyczyniły się do spadku udziałów energii z OZE (aukcje miały służyć wypełnieniu celu OZE w 2020 roku, co okazuje się niemożliwe), a po okresie wieloletniej radosnej twórczości polityków nie ma gotowych projektów na kolejne aukcje, czyli w efekcie wykonano wiele dobrej, ale dalej już nikomu niepotrzebnej roboty. A system aukcyjny bez projektów nie ma dalszej racji bytu.
Wiadomo, że poprawnie wprowadzany system aukcyjny za granicą, jeżeli gdzieś zadziałał, to właśnie w przypadku energetyki wiatrowej i słonecznej. Nie miało zatem żadnego sensu uruchamianie od 2016 roku systemu aukcyjnego łącznie z ustawą zwaną „antywiatrakową”.
Dalsza cześć wpisu na blogu „Odnawialny”.
Grzegorz Wiśniewski