G. Wiśniewski: połączenie OZE i klimatu w jednym ministerstwie na plus

G. Wiśniewski: połączenie OZE i klimatu w jednym ministerstwie na plus
Grzegorz Wiśniewski. Fot. MM Conferences

Rozwijanie OZE, ochrona klimatu i ograniczanie kosztów energii mogą być realizowane w odpowiednim tempie  i w sposób spójny wewnętrznie, o ile minister ds. klimatu uzyska wsparcie ministra ds. rozwoju i premiera. Zagrożeniem może być przekazanie zbyt silnych kompetencji w zakresie regulacji rynku energii w kompetencje ministra ds. aktywów państwowych. Świat nie zna sytuacji, w której tworzenie regulacji pod potrzeby tradycyjnych koncernów energetycznych prowadzi do skutecznej walki ze zmianami klimatu i do obniżania cen energii pisze Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.

Najważniejsze zmiany w strukturze ministerstw wchodzących w skład nowego rządu Mateusza Morawieckiego koncentrują się wokół odpowiedzialności za rozwój OZE, ochrony klimatu i ograniczania kosztów energii – tematów zaniedbywanych przez ostanie 15 lat, niestety też w ostatnich latach.

Po latach wieloletniej beztroski, a nawet działań kontr-produktywnych, przychodzi czas rozliczenia i zmierzenia się ze skutkami zaniechań.

REKLAMA

Tak narosłych i skumulowanych oraz pilnych wyzwań w obszarach „OZE – klimat – koszty energii” nie miał żaden inny rząd od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej. 

Działania w tych obszarach do tej pory opierały się na promocji błędnych założeń, np. „OZE tylko stabilne” (takowe mogą być również drogie i bez dalszego potencjału rozwojowego, np. współspalanie), „dekarbonizacja podwyższa koszty energii” – a świstak siedzi i zawija. Zakładano też błędnie, że walka ze smogiem – w znacznej mierze za pieniądze Unii Europejskiej – nie ma nic wspólnego z ochroną klimatu – na co kierowane są fundusze UE.

Zadania w trójkącie „OZE – klimat – koszty energii” w strukturze nowego rządu mogą być realizowane jednocześnie, spójnie i z powodzeniem, o ile cele zostaną właściwie zidentyfikowane i dokonany zostanie racjonalny podział kompetencji w tzw. ustawie o działach administracji rządowej – na nią trzeba poczekać. Nowi ministrowie ds. klimatu, aktywów państwowych (zasobów skarbu państwa) i rozwoju – bez funduszy UE, ale rozwój gospodarki zależy bardziej od cen energii niż od funduszy jako plasterka na ranę.

Największe zaskoczenie to ministerstwo ds. klimatu wydzielone z ministerstwa ds  środowiska, które (z logiki ww. układanki i wypowiedzi przedstawicieli rządu) ma szanse na nadzór nad rozwojem OZE i które nb. do 2005 roku odpowiadało za OZE i wtedy dobrze sobie radziło (link do analizy). Problemy zaczęły się potem.

Struktura nowych ministerstw na pierwszy rzut oka zaskakuje i rzuca podejrzenie, że chodzi o „walkę o stołki”. Ale to nie wszystko, gdyż nawet jeżeli o stołki chodzi, to niektóre z nich są na tyle gorące, a w dobie krajowego kryzysu energetycznego i kryzysu klimatycznego nawet parzące, że nie da się dalej na nich siedzieć i działać po staremu.

Ministrowie w nowych ministerstwach „ds. trudnych” nie dostali wygodnych stołków, za to dostali niespotykanej dotąd skali wyzwania i idącą za nimi olbrzymią odpowiedzialność.  

Skalę problemów, ich pilność w stanie kryzysu – takie nadzwyczajne sytuacje w Polsce czasami pomagają w rozpoczęciu reform – można zilustrować na wybranych przykładach. Skupmy się tylko na wybranych i często nie uświadamianych problemach związanych z emisjami CO2 i OZE i zobaczmy, jak wypadamy na tle UE.

Wiemy że pomimo wzrostów cen uprawnień do emisji CO2 z większych źródeł spalania będących w systemie handlu emisjami ETS w Polsce emisje dalej rosną (i dokładają się do wzrostu cen energii).

REKLAMA

Ale ostatni raport Europejskiej Agencji Środowiska (EEA) pokazuje, że od przyszłego roku jeszcze większy problem będziemy mieli także z emisjami ze źródeł nie będących w systemie ETS – tzw. non-ETS dla źródeł o mocach poniżej 20 MW.

Agencja dokonała m.in. oceny wdrożenia Decyzji Parlamentu i Rady 2009/406/WE w sprawie wysiłków podjętych przez państwa członkowskie w tym zakresie. Polska w 2009 roku dostała „prezent” w postaci prawa (nie obowiązku) zwiększenia emisji CO2 do 2020 roku w stosunku do 2005 roku aż o +14 proc – UE jako całość zobowiązała się do zmniejszenia emisji o niemal  17 proc.

Ten mechanizm w formule podziału zobowiązań pomiędzy kraje członkowskie (effort sharing) został wprowadzony po okresie objętym protokołem z Kioto 2008-2012, gdy Polska mogła jeszcze zarabiać na spadku emisji z początków transformacji gospodarczej.

Może minister właściwy ds. klimatu będzie tym pierwszym, który przestanie się posługiwać danymi z lat 90-tych pokazującymi, jak to Polska zredukowała emisję CO2, a za to pokaże efekty redukcji świadomej i będącej rezultatem polityki klimatycznej, a nie bankructwa najwięcej emitujących – z przyczyn bynajmniej nie klimatycznych. Zgodnie z dotychczasową narracją to na klimatycznego Nobla zasługuje prof. Balcerowicz, nikt tak nam emisji nie obniżył, ale jego następcom jakoś kiepsko idzie.  

Latami kontrolnymi, podlegającymi monitoringowi EEA, są 2012-2020. Niewypełnienie zobowiązań w tym okresie – łagodnie postawionych i przez co przeglądających się także na smog – co do zasady powinno być ich nabycie w innym kraju członkowskim.

Najnowsze dane EEA pokazują że Polska w 2018 roku radziła sobie najgorzej w całej UE z realizacją własnego celu non-ETS. Deficyt sięgnął ponad 16 mln ton CO2. 

Niekorzystny trend wzrostu emisji z systemu non-ETS w Polsce narasta od 2016 roku i wiele wskazuje za to, że w 2020 roku Polska przekroczy swój limit w tym sektorze.  

Jak łatwo zauważyć, Polska znalazła się w towarzystwie Niemiec i Austrii, ale te kraje mają swoje znaczące cele redukcyjne (odpowiednio -14 proc. i -16 proc.), a niemiecki parlament właśnie uchwalił pierwsze prawo klimatyczne, w którym zgodził się m.in. na wprowadzenie systemu ustalania cen CO2 dla transportu i budynków (sektor non-ETS).

To tylko początek problemów, gdyż od 2018 roku jest nowe rozporządzenie 525/2013, które zobowiązuje Polskę do zmniejszenia emisji CO2 w sektorze non-ETS o 7 proc., ale z uwzględnieniem zmian pochłaniania przez grunty (kompletnie pomijany w oficjalnej narracji efekt). Brak dotychczasowych działań w sektorze non-ETS silnie – silniej niż w przypadku ETS – przekłada się z problemami w zakresie walki o „czyste powietrze”.

W polu widzenia ministerstwa klimatu pojawia się kolejne wyzwanie. Nie wynaleziono lepszego sposobu na szybkie redukcje emisji CO2 i wspieranie walki ze smogiem niż OZE – zwłaszcza bezemisyjne (rzucanie palenia).

Dalszy fragment wpisu na blogu „Odnawialny”

Grzegorz Wiśniewski