Sejmowa komisja za większą odległością wiatraków od domów

Sejmowa komisja za większą odległością wiatraków od domów
fot. Barbara Blaczkowska/Gramwzielone.pl

Poprawka do rządowego projektu nowelizacji tzw. ustawy odległościowej przewiduje, że wiatraki będą stawiane nie 500 metrów od budynków mieszkalnych – jak zaproponowano wcześniej – ale 700 metrów. Wczoraj poprawkę taką pozytywnie zaopiniowały komisje sejmowe.

Po tym, jak na początku lipca 2022 roku projekt ustawy przewidującej liberalizację tzw. zasady 10H został zaakceptowany przez rząd, przez kilka miesięcy nie doczekał się dalszych prac. Teraz, po kilkumiesięcznym oczekiwaniu w Sejmie, ustawa wreszcie trafiła pod obrady.

Dwie sejmowe komisje: Komisja do spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych oraz Komisja Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej we wtorek zajęły się projektami przepisów zakładających zliberalizowanie obowiązujących od 2016 roku restrykcyjnych zasad lokowania farm wiatrowych. Zgłoszonych projektów ustaw było osiem, jednak ostał się tylko jeden projekt, rządowy – po odrzuceniu siedmiu zgłoszonych przez opozycję.

REKLAMA

Wcześniej w rządowym projekcie nowelizacji przewidziana była 500-metrowa minimalna odległość elektrowni wiatrowych od zabudowań (jeśli w sąsiedztwie nie ma linii przesyłowych). Wczoraj odległość ta została zwiększona do 700 metrów, po poprawce zgłoszonej przez Marka Suskiego z Prawa i Sprawiedliwości.

Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW) w swoim komentarzu stwierdza, że przyjęcie poprawki o zmianie odległości minimalnej od wiatraków z 500 na 700 metrów oznacza dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie. „Tylko szeroko konsultowane i zaakceptowane przez stronę rządową i samorządową 500 metrów gwarantowało nowe megawaty wiatru już w ciągu 2 lat, a w kolejnych latach nawet do 22 GW. Z analizy Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej wynika, że zwiększenie minimalnej odległości do 700 m, powoduje redukcję możliwej mocy zainstalowanej o około 60–70 proc.” – czytamy w stanowisku stowarzyszenia. 

Bez 500 metrów ustawa wiatrakowa jest bublem – przez 10 lat nie powstanie żadna nowa farma wiatrowa. Zmiana minimalnej odległości elektrowni wiatrowych na 700 m niesie za sobą tragiczne dla energetyki wiatrowej konsekwencje. Uniemożliwi ona wykorzystanie potencjału, jaki drzemie w polskim wietrze. Zamiast kilkunastu powstanie co najwyżej kilka gigawatów mocy w wietrze – powiedział Janusz Gajowiecki, prezes PSEW.

Dalsze zmiany

Na 700 metrów ma być ustalona minimalna odległość budowy wiatraków od budynków, ale wyłącznie tych o funkcji mieszkalnej. Na posiedzeniu komisji zapowiedziane zostały dalsze zmiany, które mają dotyczyć odległości od budynków rolniczych i gospodarczych.

Rządowy projekt ma zachować zasadę 10H w przypadku parków narodowych i przyjąć odległość 500 metrów w przypadku rezerwatów przyrody.

REKLAMA

Nowelizacja ustawy odległościowej w kształcie przyjętym w lipcu zakładała kluczową rolę gminy i lokalnych społeczności w lokowaniu fam wiatrowych. To one miałyby decydować, czy na ich terenie powstaną farmy wiatrowe – poprzez miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego (MPZP). Podstawą do określania odległości elektrowni wiatrowej od zabudowań mieszkalnych mają być m.in. wyniki strategicznej oceny oddziaływania na środowisko wykonywanej w ramach MPZP.

Teraz do projektu nowelizacji ustawy wiatrakowej miała trafić poprawka, według której w sytuacji gdy pojawi się grupa mieszkańców przeciwnych budowie farmy wiatrowej na terenie gminy, trzeba będzie zorganizować referendum lokalne w tej sprawie. Zgodnie z informacją „Portalu Samorządowego” zwrócił na to uwagę podczas posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego Marek Wójcik z Platformy Obywatelskiej, według którego wprowadzenie tego dodatkowego warunku – przeprowadzenia referendum lokalnego – w praktyce zniweczyłoby szansę na odblokowanie rozwoju lądowej energetyki wiatrowej w Polsce. Ostatecznie poprawka ta nie trafiła do projektu ustawy. 

Niedawno do proponowanej nowelizacji ustawy odległościowej dodana została poprawka rządowa zakładająca możliwość zakupu udziałów w części elektrowni wiatrowych przez członków lokalnych społeczności i rozliczeń. Inwestor miałby zaoferować co najmniej 10 proc. mocy zainstalowanej elektrowni wiatrowej mieszkańcom gminy, którzy korzystaliby z energii elektrycznej na zasadzie prosumenta wirtualnego. Więcej na ten temat: Wirtualni prosumenci dostaną minimum 10 proc. mocy farm wiatrowych.

Skutki nie tylko finansowe

Zmiany w ustawie 10H odblokowujące inwestycje w farmy wiatrowe na lądzie są jednym z kluczowych warunków, które Polska musi spełnić, by uzyskać środki z Krajowego Planu Odbudowy, jednak dalsze losy ustawy nowelizującej i ostateczny kształt regulacji w niej zawartych nie są jeszcze przesądzone. Wśród posłów nie ma bowiem zgody co do ostatecznego kształtu ustawy odległościowej.

Brak szybkich i skutecznych działań w tej sprawie od dawna jest ostro krytykowany przez środowiska branżowe. Jesienią 2022 roku Sebastian Jabłoński, prezes Respect Energy, określił tę sytuację jako działanie prorosyjskie. – Ktoś, kto mówi, że przeciwstawia się rozwojowi wiatraków na lądzie, prawdopodobnie nie ma na celu dobra ptaków czy społeczności lokalnej. Jego celem jest oddalenie dekarbonizacji i utrzymanie zależności Polski od importu paliw – mówił podczas konferencji PRECOP27 w Katowicach.  Każde działanie, które jest podejmowane przez część posłów, aby blokować energetykę wiatrową na lądzie, czyli przeciwstawianie się deregulacji ustawy 10H, jest jednoznacznie działaniem prorosyjskim – podkreślił Jabłoński.

W zeszłym tygodniu premier Morawiecki podczas wywiadu na antenie RMF FM stwierdził, że obowiązująca od 2016 roku roku ustawa wiatrakowa jest jedną z najbardziej restrykcyjnych na świecie, a procedowany w Sejmie projekt to „trudna ustawa”.

Barbara Blaczkowska

barbara.blaczkowska@gramwzielone.pl


© Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy Gramwzielone.pl Sp. z o.o.